5 piece wardrobe, francuski styl, minimalizm, jakość, eksperyment, garderoba idealna

Ponad sześć miesięcy temu podjęłam wyzwanie budowania garderoby idealnej po francusku. Co z tego wyszło?

Krótko przypomnę, o co chodziło. Zobowiązałam się przez pół roku kupić/uszyć maksymalnie pięć rzeczy, które będą całkowicie w moim guście. Bagatelizowałam zachcianki by skupić się na tym, co faktycznie chcę mieć. Żadnych kompromisów. W magiczną piątkę nie wliczała się baza, typu bluzka i proste spodnie. Liczysz tylko rzeczy, które są ważnym elementem stylu.
Półroczne zestawienie wygląda tak:

Wielka piątka:

Podstawa:

Inne:

  • odgrzebanie staroci
  • drobne naprawy
  • porządki [ponad 25 wyrzuconych ciuchów]
  • przeróbki butów [patrz: buty z Małym Księciem]

Podliczmy to sobie. +5 przemyślanych, dopasowanych do mnie rzeczy, +5 nie wnoszące za dużo do tego, co szumnie nazywa się stylem, -25 ukochanych, ale nie noszonych szmatek wyrzuconych z zimną krwią. Sumując, +100 do satysfakcji. 

Co mi to dało?

Gdy masz z góry narzucone ograniczenie, myślisz dłużej o każdej rzeczy. Moje ciuchy muszą być praktyczne. Wszystko ma pasować do wszystkiego. Myślę o zawartości mojej szafy jako o całości. Wiedziałam mniej więcej, jakie mam braki [wyjściowe i uniwersalne ciuchy]. Znałam “moje” kroje. Eksperymentem chciałam usystematyzować sprawę kolorów i… po prostu sprawdzić, czy dam radę;)

Teraz garderobiana rzeczywistość całkiem nieźle wpisuje się w ten schemat. Z dobrym przybliżeniem jest to moja kolorystyka idealna, pozwalająca na tworzenie zróżnicowanych zestawów. Przez ostatnie pół roku dodawałam granat i karmel, których w szafie była za mało. Oba kolory grają dobrze z wszystkimi pozostałymi. Cel osiągnięty.

O kryzysach

Dziwnym trafem w tym sezonie sklepy pękały w szwach od ubrań w moim guście. Trzeba było zagryźć zęby i iść dalej. Ewentualnie, dla satysfakcji, wynajdować krzywe szwy i wiszące nitki. Było mi smutno może ze dwa razy, ale nie na długo [standardowy zakupowy kacyk]. Mogłam kupić, ale wolałam uszyć, żeby było stuprocentowo po mojemu. Da się przez to przejść, o ile faktycznie pamiętasz, po co to robisz.

Dla kogo jest ten eksperyment?

Dla lubiących wyzwania. Dla potrzebujących dokładnie określonych ram do zorganizowania się. Dla tych, którzy mają problem z zakupoholizmem [bo w lumpeksie tak tanio i bo przecena], zidentyfikowali go i naprawdę chcą z nim walczyć.
Nie zdziwię się, jeśli podliczysz rzeczy kupione przez ostatnie pół roku i stwierdzisz, że właściwie wpisujesz się w ramy eksperymentu. Pięć to całkiem dużo, zwłaszcza że bejzik się nie wlicza. Być może całe życie żyjesz według francuskiej zasady i nawet o tym nie wiesz.

5 to tylko liczba, francuski to tylko przymiotnik

Liczba wymyślona po to, żebyś miał się czego trzymać. Mogło być siedem, ale to mało chwytliwe. Francuski to słowo tak samo modne jak minimalizm, powodujące podziw i efekt wow. Mimo wszystko z całej tej ładnej otoczki można wyłuskać coś dla siebie. Napisz jak spróbujesz.