Kiedy kilka lat temu myślałam o tym, gdzie będę teraz, nigdy nie przywidywałam tak korzystnego scenariusza. Błędnie zakładałam, że będę działać sama.
Weźmy bloga. Po pierwsze – projekty, które współtworzę z innymi, są najbardziej rozwojowe.
Nie wszystko potrafię zrobić sama. I to jest dobre, bo nie wszystko muszę i chcę umieć. Inni przez lata szkolili się w swoim fachu, ja mogę czerpać z ich wiedzy i umiejętności przy okazji sama się ucząc. Nie ważne, czy mowa o współpracy z firmami [patrz:
nadruki CottonBee, buty Fun in Design] czy z osobą [
lampa pierścieniowa] – muszę wyjść z pomysłem poza mój mały móżdżek i postarać się jak najlepiej przekazać swoje wyobrażenie. Efekt końcowy zależy od tego, jak sprawnie uda nam się skomunikować.
Po drugie – Wy. Czytelnicy. Nie macie pojęcia, jak bardzo wpływacie na rozwój bloga. Czytam wszystkie opinie i uwagi, które pośrednio kształtują przyszłe posty. Czasem w komentarzach uzupełniacie moje teksty o własne doświadczenie. To jest jedna, wielka, żywa burza mózgów. Lubię to, bardzo!
Z innej beki. Pewnie co bardziej zorientowani wiedzą, że studiuję. Samo studiowanie byłoby piekielnie monotonne gdyby nie to, czym zajmuję się po godzinach. Wiecie, analogi łazików marsjańskich. Takie tam. Nie będę pisać przydługich akapitów o tym, jak wygląda moja praca. Dziwnym trafem jest podobna do tego, czym zajmuję się prowadząc bloga. To chyba znaczy, że jestem całkiem nieźle ukierunkowana. Albo mam farta. Ale nie o tym.
Razem z kolegami (i koleżankami też!) przez większą część letnich dni, które ponoć były studenckimi wakacjami, wypruwaliśmy sobie żyły przesiadując do późnej nocy na uczelni i dopinając robota na ostatni guzik. Konkurs był na początku września. I wiecie co? Wygraliśmy. My, nic nie znaczący studenci, wygraliśmy znany międzynarodowy konkurs.
Pierwsza myśl? Tak musiało być, w końcu jesteśmy super. Druga? Tak, jesteśmy super, bo działamy razem. Bo umiemy dogadać się ponad mechaniczno-elektronicznymi podziałami, pomagamy sobie. Co z tego, że normalnie zajmujesz się czymś innym. Nie masz teraz co robić, chodź polutować. Tworzymy zgrany zespół i możemy na sobie polegać, bo przeszliśmy przez najtrudniejszy test – teamwork pod presją.
Pokazaliśmy na co nas stać. Nas. Nie każdego z osobna, tylko wszystkich razem. Żadne nie osiągnęłoby tyle osobno. Bez pracy w grupie byłoby kiepsko.
To tylko moje przykłady. Wy możecie sypnąć własnymi, pewnie każdy zna wiele takich historii. Najlepszy przepis na zrobienie czegoś fajnego? Znajdź kogoś z potencjałem i zacznijcie działać razem. Tu i teraz, nie jutro. I zróbcie to dobrze.