Od dziecka czułam się dobrze w tak zwanych kolorach ziemi. Ponoć wpoiła mi to mama, w każdym razie od kiedy pamiętam noszę głównie odcienie brązu/szarości/zieleni. Dziwnym trafem zawsze gdy noszę coś w innych kolorach (czy to czerwona sukienka, czy niebieska koszula), dostaję mnóstwo* komplementów. Jest to dla mnie zjawisko zupełnie niezrozumiałe. “Powinnaś się ubierać bardziej kolorowo”, usłyszałam nawet od Szymona.
(*Mnóstwo w tym przypadku oznacza na przykład cztery.)
Mówisz-masz. Ta bluzka to kompromis i początek przygody z kolorem. Kremowy materiał w (jak na mnie) bardzo kolorowe trójkąty. I wilk syty i owca cała!
Tutaj kolory są odzwierciedlone najlepiej
|
Jakoś się to wkomponowuje w moją garderobę. Czyli nie przekombinowałam. Sukces! |
Wykrój – ten z Papavero był bazowym, jak widać dość mocno przerobiony.
Tkanina – nieokreślona, z wrocławskiego sklepu z tkaninami za 5 zł.
Wzorek – stemplowałam sobie.
Zabawa w kolor czas-start!
Pozdrawiam,
J.