Wiedzieliście, że hasła „jak schudnąć” czy „dieta” są najczęściej wyszukiwane na początku każdego roku? Z biegiem czasu zainteresowanie tematem powoli spada. Nadchodzi grudzień, liczba wyszukiwań osiąga najniższy poziom, po czym w styczniu znów idzie w górę. Każdy z ostrych skoków na wykresie niżej to właśnie ten okres.
////to było grube
„Schudnę” to najbardziej powszechne postanowienie noworoczne. I najczęściej niedotrzymywane. Być może dlatego, że często wymyślanie postanowień wygląda tak:
Marzenka świętuje sylwestra w gronie znajomych. Wspólnie oglądają pokaz sztucznych ogni. Marzenka trzyma w dłoni kieliszek szampana, już trzeci tego wieczoru. Nagle orientuje się, że o czymś zapomniała. Nie wymyśliła postanowień noworocznych! Nerwowo rozgląda się po znajomych, patrzy w dół. Dostrzega poświąteczny tłuszczowy wałeczek uwydatniony przez opiętą sukienkę. „No tak, muszę schudnąć!” – przypomina sobie. Na drugi dzień wyszukuje odpowiednią dietę i ćwiczenia. Długo się naszukała i jest zmęczona, więc nie zaczyna ćwiczyć. A w lodówce jest jeszcze tyyyle świątecznego jedzenia. Jak się skończy, to rusza z dietą. Może jutro.
Być może to czepianie się słówek, ale jestem gorącą zwolenniczką wyznaczania celów. Cele z założenia czemuś służą, mają ręce i nogi, przyczynę i wymarzony rezultat. Niby to mało istotne, ale dla mnie zdradliwość postanowień noworocznych kryje się już w samym słowie. Bo na jakiej podstawie się coś postanawia? Co powoduje taką czy inną decyzję? Tego do końca nie przemyślała biedna Marzenka, chociaż pewnie miała szczere intencje.
Zamienienie słów nie będzie kluczem do sukcesu. Przemyślenie sprawy też nie będzie, chociaż na pewno pomoże. Polecam znaleźć sobie jakąś fajną listę pytań pomocniczych. U mnie zdała egzamin
ta – 40 pytań podsumowujących rok i 10 pytań pomagających wyklarować cele na 2015. Poświęciłam 2 godziny i odpowiedziałam na wszystkie na papierze. Fajnie było sobie wszystko usystematyzować. W nowy rok wchodzę z przejrzystym planem (hurra!)
Dobra, wystarczy tego gadania. Słówek już się nie czepiam – plan ma być dobry, ułożony świadomie, dopasowany do Ciebie. Jako że ponoć co zadeklarowane publicznie, z tego trudniej się wymigać, pokażę Wam moją listę.
Plany na 2015
1. Szkolić się z kroju i materiałoznawstwa.
Dwie dziedziny, które można wrzucić do wora “szycie”. Bez dobrych materiałów nie będzie jakości, a krój i modelowanie to sztuka, która najbardziej mnie pociąga w całej tej zabawie.
2. Uczyć się hiszpańskiego.
Zamiast próbować uczyć się kilku języków na raz (co próbowałam robić przez całe życie, ze słabym rezultatem) będę skilować hiszpański. W październiku wróciłam do nauki, pod koniec roku ma być komunikatywnie. I będzie!
3. Ograniczyć przeszkadzajki.
Czyli znaleźć działający sposób na internety, które chłoną czas lepiej niż gąbka wodę.
Lista ciągle się rozwija, ale mam już na oku dwie-trzy pozycje, które przy sprzyjającym ustawieniu planet uda się zrealizować (i które niesamowicie mnie ekscytują!!!11oneone).
5. Dbać o kondycję fizyczną.
We wrześniu tego roku przekonałam się, że mimo całego carpe diem i yolo jestem dość krucha. Od tej pory ćwiczę. Były ćwiczenia w domu, siłownia, joga i pilates. Chcę to kontynuować.
6. Żyć tak, żeby móc zawsze zrobić zdjęcie.
Już tłumaczę, bo nie chodzi tu o wykonanie permanentnego makijażu. Gdy jestem w nowym miejscu, włącza mi się patrzenie fotograficzne, wyłapuję brzydkie i ładne elementy [w głowie robi się “pstryk”]. W stałym otoczeniu to nie działa. A ma zacząć! Ma mi przeszkadzać niepościelone łóżko [“antypstryk”] i bałagan na biurku. Ma mi się podobać to co widzę. Im więcej wirtualnych pstryków tym lepiej!
Chętnie przeczytam o Waszych doświadczeniach z wyznaczaniem celów, bo pewnie u każdego sprawa wygląda inaczej. Będzie fajnie, jeśli zechcecie podzielić się swą tajemną wiedzą w komentarzach!