Właśnie osiągnęłam ten poziom podróżniczego odstawienia, w którym mam już pełną świadomość, że wróciłam, a zdjęcia zaczynam przeglądać z nutą nostalgii. Pokażę Wam kolaże zdjęć z Instagrama i Snapchata, dzięki którym część z Was mogła poczuć się (mam nadzieję!), jakby podróżowała razem ze mną.
Pierwsza część to zdjęcia z Instagrama – te ładniejsze i ciekawsze skrawki podróży. Wybrałam tylko ulubione zdjęcia, wszystkie znajdziecie pod adresem @joulenka. Tak na przyszłość – jest też opcja bycia na bieżąco dla tych z Was, którzy nie używają Instagrama – możecie podglądać ostatnie aktualizacje w stopce bloga ;)
***
Snapchat z kolei jest moją nową, niewytłumaczalną miłością. O ile na instagramie pokazywałam te ładniejsze skrawki podróży, tu robiłam na bieżąco fotograficzno-filmową relację codzienności. Taki właśnie widzę sens tej aplikacji – pokazywanie rzeczywistości, najlepiej ładnej, ale nie uładnionej, bo uładniać nie ma jak ;) Możliwość dzielenia się śmiesznostkami i szybkimi przemyśleniami też jest super! Na snapie znajdziecie mnie pod bardzo nietypowym dla mnie nickiem @joulenka.
Podróż w pigułce
to znaczy… w telefonie
Szybka przesiadka w Paryżu pozwoliła nam spróbować przepysznych makaroników Laduree, absolutnie najlepszych, jakie kiedykolwiek próbowałam. Po kilkunastu godzinach lotu wylądowaliśmy w Los Angeles, gdzie spędziliśmy noc i następnego dnia ruszyliśmy w drogę na pustynię.
W międzyczasie zatrzymaliśmy się na szybkie zakupy w Walmarcie, gdzie znalazłam kącik z przyborami do szycia i… tekstyliami! Zakupy tkaninowe w supermarkecie? Tego jeszcze nie grali. Tamtego dnia mieliśmy do pokonania prawie 1000 kilometrów i zahaczyliśmy o cztery stany: Kalifornię, Arizonę, Nevadę i Utah. Na miejscu spędziliśmy ponad tydzień. Jako że cała podróż nie była wakacjami – byliśmy tam w związku z uczelnianym projektem – typowo turystycznych zdjęć mam niewiele. Zdążyliśmy jednak spróbować najlepszych rzeczy, które oferuje Utah – steków i dojrzałego awokado! Wybraliśmy się do knajpki o nazwie Złamana Ostroga, a steki podawał prawdziwy cowboy :) Wspominałam już, że uwielbiam kulinarny aspekt podróżowania? Kolejnym celem było Las Vegas. Nie, nie po to, by stracić wszystkie pieniądze w kasynie. Vegas oferuje naprawdę tanie noclegi o wysokim standardzie. Cena, za którą w LA dostaniemy marny pokoik z cieknącym prysznicem, jest wyższa niż ta, którą płacimy w LV za piękny apartament na trzydziestym drugim piętrze. Z dwoma łazienkami, dostępem do basenu i spa, wysuwanym telewizorem, toaletką i innymi bajerami. Dlatego właśnie to miejsce uczyniliśmy naszą dwudniową bazą wyjazdową.
Samo Las Vegas, jeśli nie jest się pasjonatem hazardu, ma niewiele do zaoferowania. Właściwie jedyną alternatywą dla kasyn są restauracje i sklepy. Zamożne blond śliczności udają się tu do Fendi lub Prady, mnie – studentce, której jeszcze nie było dane zaznać smaku zielonych milionów – pozostaje Dress for Less (prawy dolny róg w kolażu powyżej).
Drugiego dnia z LV udaliśmy się do Doliny Śmierci – miejsca, gdzie temperatura powietrza przekracza 50 stopni Celsjusza. Na niebie nie ma ani jednej chmurki. Solne osady, które tworzą się na ziemi, odbijają światło tak mocno, że wolałabym tu nie zapomnieć okularów przeciwsłonecznych. To najbardziej wykańczające miejsce, w jakim byłam podczas tej podróży. Warte zobaczenia, ale nie powiem, że z chęcią tam powrócę. To samo powiedziałby mi mój telefon, gdyby tylko mówił – po dosłownie pięciu minutach snapowania przegrzał się i wyłączył. Wnioskuję o nową nazwę tego miejsca. Od dziś to Dolina Śmierci Elektroniki.
Po powrocie do LA mieliśmy dwa dni dla siebie. To tu spacerowaliśmy nad oceanem, jedliśmy świetne meksykańskie jedzenie i poszliśmy na zakupy w dzielnicy tkanin. Mieliśmy czas na zwiedzanie miasta po swojemu, własnym trybem i we własnym tempie. To te dwa dni z całego wyjazdu wspominam najmilej. Uwielbiam to miasto! Stąd wskoczyliśmy w samolot i pomyślne wiatry przywiały nas z powrotem do kraju.
Do następnego czytania, miłego dnia! Koniecznie dajcie znać, jeśli planujecie jakieś ciekawe wyjazdy.
Uprzedzając pytania – tak, Ciechocinek też może być ciekawy :)