Od mojego powrotu zza oceanu minęły dwa długie tygodnie. Walizki dawno rozpakowane, zdjęcia odleżały ile trzeba i dojrzały do tego, by je pokazać.
Podczas pobytu w Kanadzie nie wyjechaliśmy ani na chwilę poza granice Toronto. Być może powinnam żałować, że nie zobaczyłam Niagary i Wielkich Jezior. Ten fakt przełykam jednak ze stoickim spokojem, bo wiem (jestem pewna!), że jeszcze tam wrócę. Samo miasto zdołało mnie w sobie rozkochać na tyle, że mogłabym tam zamieszkać. Banał? Mówię tak po powrocie z każdej podróży? Może. Zobaczymy za kilka lat.
Powiem Wam, za co aż tak bardzo polubiłam to miasto.
Patrzysz na miasto, widzisz naturę. Nawet w ścisłym centrum znajdziesz aleje i zielone trawniki. Siedzisz na plaży pod drzewem i masz widok na wieżowce. Naokoło cisza i spokój, słyszysz jedynie mewy. I oglądasz miasto, które wydaje się być nieprawdziwe. To jest niesamowite uczucie. Czegoś podobnego doświadczyłam jedynie w Central Parku. Z tym że tutaj ta natura jest prawdziwsza, są chwasty, patyki i nierówno przycięte żywopłoty.
2. Za wieżę telewizyjną:
Nie potrzebujesz mapy, bo z każdej części miasta widzisz dumną CN Tower.
Widoki z góry też były niczego sobie:
Wieża nocą wygląda jeszcze bardziej spektakularnie. Niestety, musicie mi uwierzyć na słowo. Następnym razem biorę statyw, obiecuję!
3. Za Queen Street, która jest długa na całe miasto i budynek za budynkiem wypełniona atrakcjami, ale w mojej pamięci zapisała się jako ulica sklepów z tkaninami.
4. Za wielokulturowość.
Czy leniwy amerykanin powie Ci, że mieszka w Czrono, czy europejczyk ze spodniami zaprasowanymi w kant zaciągnie z brytyjska Toronteu, to jest miasto ich wszystkich. Miasto nauki i biznesu. Miasto nejtiwów i emigrantów. Miasto, w którym na każdym rogu znajdziesz małe knajpki serwujące pyszne jedzenie z różnych zakątków świata. Tym samym doszłam do meritum (;
Czy leniwy amerykanin powie Ci, że mieszka w Czrono, czy europejczyk ze spodniami zaprasowanymi w kant zaciągnie z brytyjska Toronteu, to jest miasto ich wszystkich. Miasto nauki i biznesu. Miasto nejtiwów i emigrantów. Miasto, w którym na każdym rogu znajdziesz małe knajpki serwujące pyszne jedzenie z różnych zakątków świata. Tym samym doszłam do meritum (;
5. Za widoki we mgle:
6. Za najstarszą część miasta…
…która widocznie jest najlepszym miejscem na ślubne plenery. Gdzie się nie obejrzysz, zobaczysz podobny widok. Nawet gdy pogoda nie pozwala na zdjęcie kurtki przeciwwietrznej:
7. Za najlepszą czekoladziarnię na świecie.
Tak jak Włosi kręcą przepyszne lody, tak tu powstaje nieziemska czekolada. Z rzucaniem “najlepszościami” byłabym ostrożna, ale z miejscowymi kłócić się nie będę. Chociażby w podzięce za to, że pokazali mi to miejsce ;) Było somalicious!
8. I wreszcie – za spotkania, podczas których omawiało się przyszłość wszechświata. Przy herbatce, nad kotletem, niezobowiązująco. Ze znajomymi i miłymi profesorami z dalekich zakątków globu.
Zapamiętajcie moje słowa. Jeszcze tam wrócę!