Gdy o swoim hobby mówi się publicznie, w końcu na pewno zaczną napływać propozycje w stylu “hej, może zrobisz coś dla mnie?”. To całkowicie normalne – sama też pewnie zwróciłaś się kiedyś z podobną prośbą do znajomych, którzy umieją dobrze robić zdjęcia, wyśmienicie gotują czy pięknie śpiewają. Ja od dawna kieruję się nienaruszalną zasadą – nie szyję dla innych. Chcesz wiedzieć, dlaczego? Co stoi na przeszkodzie zamiany hobby w pracę?
Chciałabym, żebyście wiedziały dokładnie, z jakiej sytuacji do Was piszę. Powiem zatem głośno: umiem dobrze szyć. Nie znam wszystkich trików świata i nie uszyję sukienki w dwie godziny, ale szyję równo i solidnie – wystarczająco dobrze, żeby móc sprzedawać swoje towary. Jeśli w przypadku Twojego hobby brakuje Ci tej pewności siebie, możesz przeczytać ten wpis: czy na pewno wciąż jesteś początkująca?
O moich umiejętnościach świadczy nie tylko moja opinia o sobie (jak to z samooceną bywa – może być zawyżona lub zaniżona). Słucham komentarzy innych. Na blogu czy Instagramie bywam rozpieszczana przemiłymi komplementami. Dostaję prywatne wiadomości z pytaniami, czy można gdzieś kupić szyte przeze mnie rzeczy. Poza tym moje ubrania zbierają pochwały na żywo, na przykład:
Naprawdę sama to uszyłaś? Wygląda jakby kosztowało dużo mamony!
Wydaje się, że z tego miejsca do zarabiania na szyciu dla innych prowadzi dość prosta droga. Ja jednak nawet nie patrzę w tamtym kierunku. Czemu?
Kiedy hobby staje się utrapieniem?
Wypalenie – na pewno znasz ten stan. Każdy go zaznał i każdy odkrył, że da się z niego wyjść. Gdy wypalenie nastąpi, dobrze jest – zamiast jak najszybciej o nim zapomnieć – przeanalizować jego przyczyny, bo one mogą wskazać nam, co zrobiliśmy nie tak.
Czułam się wypalona szyciowo przynajmniej dwa razy w życiu. Za pierwszym razem gdy jako świeżo upieczona studentka zobowiązałam się uszyć koła do studenckiego robota – łazika. Koła były na tyle innowacyjnym (wiem, to teraz modne słowo, wtedy nie było aż tak oklepane) pomysłem, że bez wahania chwyciłam temat. Przy drugim kole byłam już jednak tak wyczerpana psychicznie, że niemiłosiernie przeciągałam wykonanie swojego zadania. Szyłam ważną i zupełnie nową rzecz, ale musiałam powielić opracowany już wcześniej schemat, co bardzo mnie zniechęcało. Wniosek? Proces szycia, gdy szyję dla innych, nie przynosi mi radości. Powtarzanie tego samego parokrotnie nie sprawia mi frajdy, nawet jeśli powstaje coś niesamowitego. Za drugim razem wypalenie nastąpiło przez projekt blogowy – pierwszy Wpadnij po Szyję, w ramach którego w ciągu miesiąca opublikowałam osiem postów-kolosów, które uczą szycia. Przygotowanie każdego z nich zajęło mi kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt godzin: szycie, fotografowanie, postprodukcja, opisy, poprawki… i tak dwa razy w tygodniu. Powstały wtedy bardzo wartościowe, do tej pory często oglądane treści, ale dla mnie było to zbyt wiele. Przez kolejne dwa miesiące nie potrafiłam pisać o szyciu. Było źle i przez chwilę myślałam, że nigdy nie wrócę do szycia. Okazało się, że musiałam zapomnieć na chwilę, jak wygląda igła i nitka, a po jakimś czasie wszystko wróciło do normy.
Dla mnie szycie staje się udręką, gdy muszę uszyć coś dla innych, szybko, na czas. Gdy znajome pytają, czy nie wymienię im zamka w spódnicy, bo to dla mnie przecież tylko pół godziny. Każdy ma swoje indywidualne granice, których nie powinien przekraczać, by się nie wypalić. Warto o nich pamiętać. Jedno jest pewne – hobby przestaje być przyjemnością, gdy zaczynamy działać na siłę.
Gdy hobby dodaje Ci skrzydeł
Są też sytuacje odwrotne. Zdarzają się takie dni, kiedy wstajesz i myślisz: chcę malować. Chcę żonglować. Szyć. Robić na drutach. Czujesz wtedy niesamowitą chęć działania. Możesz nazwać to weną, jeśli chcesz, chociaż sama uważam, że to mocno przereklamowane słowo.
Idziesz do pracy czy szkoły i ciągle myślisz o tym, co chcesz zrobić po powrocie. Dopełniasz wszystkich obowiązków i siadasz do ukochanego zajęcia. Co napędza Cię w tym kierunku? Co tak naprawdę jest ulubioną częścią tego hobby? Dlaczego akurat teraz jesteś tak daleko od stanu wypalenia? Czy to, co robisz, mogłoby stać się Twoim zawodem?
Mnie samej stan uskrzydlenia trzyma się ostatnio bardzo blisko – wygląda na to, że obrałam dobry kierunek! Uwielbiam szyć dla siebie, co zdarza mi się całkiem często (czytaj: około jeden projekt miesięcznie). Uwielbiam uczyć się szycia i konstrukcji, dlatego na moich nowych studiach jestem kujonem, jakim nie byłam nigdy wcześniej! Sprawia mi przyjemność doskonalenie technik czy konstruowanie i szycie nietypowych form. Uwielbiam też pisać o szyciu, uczyć i dodawać motywacji. Nie szyję dla innych. Zwycięstwo!
Zmiana hobby w pracę
Pytanie nie brzmi “czy?” lub “kiedy warto?”, tylko “jak?”
Zupełnie nieistotne, czy szyjesz, czy żonglujesz. Każde hobby składa się z dziesiątek drobnych umiejętności. Co lubisz w nim najbardziej? Kręci Cię nauka nowych rzeczy, a może lubisz uczyć innych? Uwielbiasz występy przed publicznością czy może sprawia Ci przyjemność doskonalenie technik w domowym zaciszu? Relaksuje Cię powtarzalność zajęcia czy nie znosisz robić tego samego dwa razy?
Zamienianie hobby w pracę jest ryzykowne, bo trzeba działać pod presją czasu, a grę wchodzą pieniądze i stres. Dlatego właśnie tak ważne jest ustalenie, czym ze swojej pasji chcesz dzielić się z innym, a co zachowasz tylko dla siebie. Jak faktycznie możesz uczynić z hobby codzienne zajęcie, by nie dostać przy tym zawrotów głowy, a miesiąc później chcieć wrócić do poprzedniego stanu? Ja już dawno odkryłam, że nie lubię szyć na zlecenie, nie chcę zostać krawcową. Z przyjemnością za to konstruuję, projektuję, opowiadam Wam o szyciu na łamach bloga. Uczę w internecie, zaczynam też uczyć na żywo. Szycie staje się moim zawodem, ale znam granice i wiem, na jakie pytanie odpowiedzieć “nie”.
Nie będę namawiać Cię na rzucenie pracy i wyjazd na Malediwy, nawet jeśli podróżowanie jest Twoją wielką pasją. Ale jeśli zastanawiasz się już, czy warto zmienić hobby w pracę, poszukaj sposobów, a przede wszystkim własnych granic. Warto wiedzieć, co sprawia Ci nieskończoną radość, a kiedy jesteś niebezpiecznie blisko wypalenia.
Ach, a jeśli szukasz kogoś, kto uszyje Ci sukienkę na lato – niestety, to nie ten adres. Mam nadzieję, że rozumiesz już, dlaczego ;)
/ Zostańmy w kontakcie – zapraszam na facebooka, bloglovin, instagram i snapa @joulenka /