Jakie miejsca kojarzą się Wam z modą i tkaninami? Paryż, a może Włochy? Przy planowaniu ostatniej wizyty w Barcelonie zaskoczyło mnie, jak wiele ciekawych szyciowo miejsc oferuje to pozornie niezwiązane z modą miasto! W sieci znalazłam całą masę sklepów czy szkółek, wszystkie miały strony internetowe sprzed dekady lub blogi na domyślnym szablonie blogspota. Poza jedną. Tylko Gratacós wyróżniało się na tym tle dbałością o detale i ładnymi zdjęciami. (Wiecie, to aż podejrzane, żeby sklep z tkaninami dbał o takie rzeczy jak wygląd strony internetowej. Bo w końcu po co komu internet?) Wywęszyłam, że musi za tym stać coś dobrego. Coś innego. I nie myliłam się.
Zapraszam Was na wizytę w Gratacós – sklepie z projektowanymi w Barcelonie tkaninami, które kupują Armani i Chanel. Sklepie, który powstał w 1940 roku, a całą machinę rozpoczęła dekady temu jedna osoba – krawcowa.
Po wejściu do Gratacós od razu poczułam, że jestem w wyjątkowym, bardzo luksusowym miejscu. Wszystkie tkaniny są tam wyeksponowane w specjalnie podświetlonych wnękach, a piękne ekspedientki ubierają się na czarno, co pozwala materiałom być najbardziej wyrazistą częścią wnętrza. Na rozmowę umówiłam się z Aidą, która zajmuje się piarem i marketingiem sklepu. Po uściśnięciu dłoni poczułam się w obowiązku przeprosić za mój turystyczny ubiór.
– Nic nie szkodzi, z góry przepraszam za mój angielski – odpowiedziała.
Uf, czyli jesteśmy kwita!
Aida zna sklep od podszewki – dosłownie i w przenośni. Ma w małym palcu całą historię sklepu i pracowni projektowej. Zna też każdy materiał, który jest obecnie w sprzedaży. Udajemy się schodkami na drugie piętro, gdzie oprócz wystawy tkanin mieści się sala konferencyjna.
Aida: Na dole znajdują się tkaniny na obecny sezon. Tutaj mamy dwie kolekcje do przodu – jesień-zima 2016 i wiosna-lato na przyszły rok. Na każdą z nich składa się 140 różnych projektów. W tej chwili klienci prywatni mają dostęp jedynie do bieżącej kolekcji. Do miejsca, w którym jesteśmy, przychodzą tylko projektanci i studenci – zaczyna opowieść po paru minutach moich zachwytów.
J: Studenci? – dziwię się.
A: Tak. Wspieramy lokalne uczelnie i często organizujemy tu warszaty. Dlatego właśnie potrzebna jest nam sala konferencyjna z dużym stołem, telewizorem i próbkami materiałów wielu kolorów.
Faktycznie, przy ścianie dostrzegam regał z opakowaniami w kształcie beczek, które są po brzegi wypełnione tkaninami różnych kolorów. Przestrzeń wygląda pięknie, niemal pinterestowo. Przyglądam się chwilę i wypytuję dalej. Mój wzrok spoczywa na pięknie wyeksponowanych tkaninach na kolejny sezon.
J: Zastanawia mnie, kto jest Waszym klientem? Czy są to klienci prywatni czy raczej wielcy projektanci?
A: Różnie bywa. Mamy wielu klientów prywatnych, w końcu czemuś ma służyć ten sklep – śmieje się. – Mamy stałe zamówienia od wielu lokalnych projektantów, bardzo dobrych, ale mniej znanych. Popatrz – pokazuje mi zdjęcie w gazecie – to projekt jednego z hiszpańskich projektantów. Jest bardzo młody, ale piekielnie zdolny. Często przyjeżdża do nas z Madrytu po tkaniny. Zawsze robi z nich cuda.
Aida wyjmuje próbkę tkaniny i porównuje ze zdjęciem. Tak, to dokładnie ten sam materiał! Ja zbieram szczękę z podłogi, a ona wyjmuje coraz to nowe tkaniny.
A: Tę tkaninę – wskazuje – wybrał Armani do nadchodzącej kolekcji. – W międzyczasie Aida pokazuje mi zdjęcia gotowego projektu tego domu mody. – Bukle tego typu – wskazuje kolejny materiał z wzorem nieco przypominającym słynną pepitkę – często wybiera Chanel.
Aida opowiada wszystko z taką lekkością, jakby klienci tej rangi byli codziennością. I wygląda na to, że są. Wciąż jesteśmy na górnym piętrze, w części niedostępnej dla kupujących. Wielcy projektanci, o których rozmawiamy, zwykle chcą mieć tkaniny na wyłączność, dlatego część materiałów nigdy nie schodzi stąd na dół i nie jest dostępna w sprzedaży.
J: A jak jest z jawnością? Mogę dotknąć tych materiałów i zrobić im zdjęcie? To wszystko jest bardzo fascynujące, ale nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić.
A: Śmiało – wszystko, co jest w sklepie, jest jawne. Możesz robić zdjęcia. Możesz też wszystkiego dotykać, bo mamy tu jedynie próbki.
Podejrzewam, że w tym momencie na chwilę omdlałam. Potem dotykałam wszystkiego z najwyższą uwagą, co z perspektywy osoby nie rozumiejącej czaru materiałów mogło wydawać się niemal pruderyjne.
J: Mówisz, że tu są tylko próbki. Jak zatem działa system zamówień w przypadku klientów detalicznych, którzy przychodzą do sklepu po parę metrów materiału?
A: Klienci zamawiają materiały na miejscu, a po paru dniach dostają informację o tym, że materiał jest gotowy do odbioru. Można zamówić już od 20 cm, a ceny wahają się od 20 do 350 euro.
J: Rozumiem, skąd bierze się ta cena. Materiały są naprawdę wspaniałe. Wspominałaś, że w każdej kolekcji jest 140 wzorów. Kto tworzy je wszystkie?
A: Mamy biuro projektowe, też w Barcelonie. Głową marki jest jedna projektantka, która ostatecznie odpowiada za wszystkie wzory. Organizujemy staże dla najlepszych studentów uczelni artystycznych, oni też mają niekiedy ogromny wkład w rozwój projektów.
J: Jako studentka doceniam fakt, że dajecie studentom szansę zderzenia się z prawdziwym projektowaniem, bardzo podoba mi się Wasze podejście. Projektujecie na miejscu, a gdzie wytwarzane są materiały, też lokalnie? Co przeważa jeśli chodzi o skład?
A: Produkcja mieści się we Włoszech. Włosi specjalizują się w produkowaniu tkanin, mają świetne sprzęty do haftowania, naszywania koralików czy plisowania. Składowo przeważa jedwab, chociaż mamy też bardzo dobre włókna syntetyczne. Poliester w niektórych sytuacjach jest niezastąpiony.
J: To prawda, włókna syntetyczne są często bardzo demonizowane, a ich dodatek może znacznie podnieść komfort noszenia i żywotność materiału.
A: W naszym przypadku nie mówimy tylko o domieszkach. Popatrz. – prowadzi mnie w kącik tkanin ślubnych i wyciąga tubę pięknego, lejącego materiału – To krepa zrobiona całkowicie z poliestru. Dzięki porowatej strukturze daje ciału oddychać, czyli niweluje największą wadę syntetyków. Włókna naturalne nie byłyby takie mięsiste i bardziej by się gniotły. Ten materiał praktycznie się nie gniecie.
Przez chwilę oglądamy różne tkaniny, Aida wskazuje mi kilka nietypowych perełek. W końcu proszę ją, by opowiedziała historię marki.
A: Gratacós to firma rodzinna, od pokoleń. Wszystko zaczęło się od krawcowej z Barcelony, która w latach ’30 jeździła co sezon do Paryża po najnowsze tkaniny. Mamy z resztą stare atlasy materiałów, które przywoziła.
W tym momencie Aida wyciąga kilka starych ksiąg. Każda z nich zawiera próbki materiału przyklejone do mocno pożółkłych kart. Obok znajduje się krótki opis i przykład sylwetki, w której tkanina może mieć zastosowanie. Oglądamy parę zim i wiosnę 1931.
A: Nasza bohaterka poznała pana o nazwisku Gratacós, w którym się zakochała. Wspólnie postanowili otworzyć sklep. Tak w 1940 roku powstał Gratacós. Przez wiele lat był to po prostu sklep z tkaninami haute couture, dopiero w latach dziewięćdziesiątych wnuczka założycieli postanowiła zacząć projektować materiały. Od tej pory wszystkie projekty tkanin, które są w sklepie, pochodzą z naszego biura projektowego.
J: Podziwiam założycielkę za zapał i ambicję, by co sezon pojawiać się w Paryżu i poznawać nowości. W naszych czasach takie kobiety nazywa się ambitnymi wizjonerkami. Bardzo się cieszę, że udało mi się Was odwiedzić – to inspirujące miejsce ze wspaniałą historią! Myślę, że mógłby z tego powstać całkiem niezły film.
A: (śmieje się)
J: Wróćmy jeszcze do tkanin. Powiedz mi proszę, w jaki sposób docieracie do nowych kupujących? Czy jeździcie na wydarzenia, targi? Byłam niedawno na The London Print Design Fair i zastanawiam się, czy się nie minęłyśmy.
A: O tak, nasi przedstawiciele jeżdżą na targi na całym świecie, w Londynie też często bywamy! Wydarzeń jest mnóstwo, jednak mimo wszystko najważniejsze są targi w Paryżu. To w dalszym ciągu jest światowa kolebka mody i tam gromadzi się najwięcej projektantów.
J: A co z Mediolanem? Czy nie jest tak, że Francja to moda, ale dobre tekstylia to Włochy?
A: Włosi są najlepsi w produkowaniu tkanin, sami w końcu też zlecamy im produkcję. Paryskie targi są jednak znacznie, znacznie większe od Mediolańskich.
J: W takim razie mam nadzieję, że spotkamy się na kolejnych targach w Paryżu. Bardzo dziękuję za piękną opowieść i poświęcony czas!
A: Również dziękuję. No i oczywiście – zobaczymy się!
Razem schodzimy na dół, Aida jeszcze chwilę opowiada mi o tkaninach, gdy ja robię zdjęcia. Dochodzimy do wejścia, gdzie znajduje się pięknie zaaranżowana wystawa.
J: Kto układał tą wystawę? Jest piękna! – rzucam zbierając się do wyjścia.
A: Ja! – cieszy się z komplementu. – Co miesiąc wspólnie z koleżankami wymyślamy nową wystawę. Sukienki, które tu widzisz, są uszyte z naszych tkanin. Często korzystamy z ubrań od projektantów – bardzo się cieszymy, gdy widzimy nasze tkaniny w akcji.
J: Domyślam się. To musi być podobne do wytwarzania farb – producent tylko komponuje zestawy kolorów i nie ma pojęcia, co stworzy z nich artysta. Aido, jeszcze raz bardzo dziękuję Ci za rozmowę!
A: Dziękuję, do zobaczenia!
Jeśli będziecie w Barcelonie, koniecznie odwiedźcie Gratacós – niekoniecznie by kupować, tylko żeby zainspirować się pięknem i historią tego miejsca. Sklep znajduje się zaledwie pięć minut drogi od kamienic Gaudiego, więc można powiedzieć, że jest na standardowym szlaku turystycznym :)
Dokładny adres: Riera Sant Miquel 9, 08006 Barcelona + strona www
Jeszcze sporo wody w Odrze upłynie, nim sklepy z tkaninami zorientują się, że warto dbać o piękną ekspozycje tkanin i o swój wizerunek w internecie. Cieszmy się, że są już na świecie takie miejsca jak Gratacós, w których tkaniny to nie towar, a prawdziwa sztuka.
Wpis jest częścią nowego cyklu – Szwem po Mapie. Będę wdzięczna, jeśli oprócz opinii o samym Gratacós napiszecie, czy podobają Wam się wpisy w formie rozmów. Możecie też polecać miejsca lub ludzi związanych z szyciem/modą, z którymi warto porozmawiać. Chciałabym też rozwinąć cykl o wideo i przyznam Wam, że cała rozmowa w Gratacós jest nagrana, ale ogarnianie jutubów wciąż mnie przerasta ;)
Ach, zapomniałabym – jeśli nie macie czasu na napisanie komentarza, kliknijcie chociaż “lubię to” pod postem. Obserwuje licznik i dzięki temu wiem, które wpisy podobają Wam się najbardziej!
/ Zostańmy w kontakcie – zapraszam na facebooka, bloglovin, instagram i snapa @joulenka /