Gdy zaszłam w ciążę, zastanawiałam się, czy macierzyństwo musi się wiązać z kubłem codziennie przepełnianym pieluchami. Albo z domem, który nagle zapełni się różowym plastikiem. Po ponad pół roku bycia mamą wracam z aktualizacją! Okazuje się, że niemowlę wcale nie wymaga wielu akcesoriów czy nowych mebli, wiele rzeczy da się ominąć, inne kupić używane, a inne… zrobić samemu! Oto podsumowanie, jak radzę sobie z dzieciowymi rzeczami w duchu less waste i handmade.
Wierzę, że każda mama ma intuicję, której warto słuchać. Ta intuicja jest czasem zagłuszana: czujemy się niepewne, bo na przykład rodzina albo koleżanki mówią inaczej, a spodziewamy się pierwszego dziecka. Albo oglądamy wyprawki innych mam w sieci z myślą “rany, chyba faktycznie muszę mieć to wszystko!”.
Jeśli podskórnie czujesz, że poradzisz sobie bez bujaka albo że dziecko nie musi mieć osobnego smarowidła do pupy, czemu by nie pójść za tą myślą? Przez internet da się kupić wszystko z dostawą w dwa dni, więc jeśli zmienisz zdanie, możesz te rzeczy po prostu domówić.
Pamiętam, że gdy zaczęłam rodzić w 36 tygodniu, w pierwszej chwili spanikowałam, bo dla dziecka mieliśmy tylko łóżeczko, parę ubrań i pieluszek. Uspokoił mnie mój mąż, Szymon, który jakimś cudem dotarł do mojego zalanego hormonami mózgu z komunikatem: przecież to dziecko potrzebuje tylko nas.
I to była tak bardzo prawda! Jasne – w kolejnych dniach, gdy obie byłyśmy w szpitalu, Szymon codziennie jeździł do sklepu. Musiał kupić na przykład laktator, bo dziecko leżało w inkubatorze. Niektórzy laktator kupują na wszelki wypadek, a może być tak, że w Twojej sytuacji będzie zupełnie nieprzydatny!
System “zacznij od minimum i kupuj, jeśli coś okaże się potrzebne” bardzo dobrze się sprawdził.
Jestem mamą, która ma luz, ale lubi ład we wnętrzu. Nie lubię plastiku i nadmiaru. Kupując myślę o środowisku, ale też o tym, żeby nie wydać całej mamony tego świata. Uwielbiam szyć i otworzyć rzeczy ręcznie. Staram się ograniczać generowanie śmieci, ale nie aspiruję nawet do zero waste. Jeśli Twoje serce mówi “oł je, mam podobnie!”, na pewno znajdziesz tu coś dla siebie :)
Jak sobie radzę? Co podpowiadała moja intuicja? Lecę po kolei z różnymi kategoriami dzieciowych rzeczy!
Ubranka
Wyprawka złożona z nowych ubranek może kosztować niemałą fortunkę, ale cena wcale nie jest wyznacznikiem jakości. Z pomocą przychodzi odzież używana i czytanie składów. Używane rzeczy będą kosztować mały ułamek nowych, a jest to też opcja bardziej przyjazna środowisku. Umówmy się – rzeczy używane dla niemowląt są użyte może z 5-10 razy. Więc nawet, gdy kupimy je z drugiej reki, one są jak nowe! Da się przy tym znaleźć naprawdę ładne, estetyczne ubranka!
Ubranka i zabawka drewniana z drugiej ręki, kocyk szyłam.
Przy ubraniach zwracam uwagę na dwie rzeczy:
1. Staram się wybierać używane (do tej pory ze 100% skutecznością!). Korzystam z:
- używanych ubrań od znajomych
- stacjonarnych second handów
- OLX i Woolitbe (internetowy second hand z używanymi ubrankami z wełny). Na tych portalach ubranka z wełny merino (super trzyma ciepło i pomaga maluchom regulować temperaturę ciała) są tańsze niż poliester w sieciówkach!
- osiedlowych dzieciowych wymian (byłam raz, oddałam kilka ubranek i wybrałam parę, które super nam podpasowały)
2. ZAWSZE patrzę na metkę ze składem. Wybieram:
- bawełnę – większość dziecięcych ubrań jest uszyta ze 100% bawełny i to fajny, oddychający skład, który nie sprawia problemów w praniu i odplamianiu.
- wełnę merino – świetny materiał na spacerowe kombinezony, czapki, swetry, ale też zwykłe ubrania na co dzień. Wełna merino ma właściwości antybakteryjne, a przy tym jak każda wełna świetnie reguluje temperaturę. Merino nie powinno też uczulać.
Fajny przykład to kombinezon z wełny merino, w którym córka przejeździła w wózku całą zimę. Kosztował jakieś 25 złotych, a dzięki świetnym zdolnościom termoregulacyjnym wełny nie bałam się, że przegrzeję dziecko. - pozostałe rodzaje wełny – na kocyk i sweterki.
Mimo że rodziłam na jesień, nie miałam śpiworka do wózka – wydał mi się zbędny. Uszyłam wełniany rożek, którym wykładałam wózek od dołu. Gdy było mroźno, przykrywałam dziecko wełnianym kocem. Córka była więc w wełnie, nad wełną i pod wełną ;)
Merino może być miękkie i puchate, jak ten kombinezon, albo cienkie i gładkie – jak te półśpichy w paski. (Wszystko z drugiej ręki)
Anegdotka – gdy po porodzie byłyśmy w szpitalu, korzystałyśmy z tamtejszych ubrań. Taka była wytyczna szpitala – ze względów higienicznych polecali założyć własne ubranka dopiero na wyjście. Pewnego wieczoru od jednej z pielęgniarek dostałam zapasowe ubranko na zmianę, na wszelki wypadek. Powiedziała, ze dla takiej kruszyny (2200g) wybrała najcieplejsze ubranko, jakie znalazła.
Pielęgniarka chciała wykazać się wielką troską i byłam jej bardzo wdzięczna za ten gest, jednak nie wiedziała nic o składach. Wybrała ubranie, które było “milutkie i cieplutkie”, na którego metce widniał jak byk… 100% poliester. Dostałam więc ubranko z polaru, w którym dziecko może łatwo się zapocić, a potem łatwo, przy braku ruchu, zmarznąć. Grubsza bawełna albo jakakolwiek wełna dużo lepiej poradziłyby sobie z utrzymaniem ciepła!
Meble i gadżety
Pamiętam mój mętlik w głowie, gdy w ciąży czytałam i próbowałam usystematyzować, czego faktycznie potrzebuję dla dziecka. Nie miałam jednak czasu, żeby dokonać wyborów na luzie, bo wiadomo – przedwczesny poród zabrał mi miesiąc spokojnych przygotowań.
Przez przypadek okazało się, że to całkiem sensowna technika: pożyć z minimum i sprawdzać, co w znaczący sposób by nam pomogło.
Dlatego jako przewijak początkowo służył nam stół przykryty miękkim kocem. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że osobny mebel – przewijak to jednak przydatna rzecz, bo dodatkowo można w nim trzymać pieluchy i ubrania. Kupiłam na OLX model z IKEA – przewijak połączony z komodą. Starałam się unikać wolnostojących mebli dla dziecka o pojedynczej funkcji, a taka komoda jest bardzo praktyczna!
Setup do przebierania: komoda-przewijak, obok pieluszki, chusteczki flanelowe, termos, masło shea. Obok stoi kosz na brudne pieluchy wielorazowe.
Jest trochę tak, że cokolwiek chce się kupić na OLX, ma się większy wybór niż w sklepie. Przeglądasz 100 ofert, piszesz do 3 potencjalnych sprzedających, a oni odpowiadają na najbardziej szczegółowe pytania. Mam wrażenie, że tam ludziom dużo bardziej zależy na kliencie niż w “nowych sklepach”, bo używane rzeczy jednak trudniej sprzedać. Więc po raz kolejny – większość dzieciowych mebelków wybierałam na OLX i czułam się przy tym jak królowa.
Przykłady? Oczywiście!
Mamy łóżeczko Stokke baby. Nówka kosztuje kilka tysięcy złotych, a na OLX wersję do kilku lat kupiłam za 800 zł.
Bujaczek Baby Bjorn kosztował 200 zł (nowe kosztują 500-800zł).
Zabawkę drewnianą Manhattan Toys poleconą nam przez fizjoterapeutkę upolowałam za 40 zł, a nowe nie schodzą poniżej stówki… Wszystkie te produkty kosztowały sporo mniej niż 50% ceny sklepowej.
Z “dużych gadżetów” jedynie wózek i fotelik do auta mamy nowe, bo wiadomo – gonił nas czas.
Nową mam też kurtkę do noszenia w chuście. Taka kurtka to super patent: pasuje w ciąży, bo na bocznych szwach ma zamki. Pasuje do chusty i nosidła, bo ma dopinany panel osłaniający dziecko. Można też nosić ją tak po prostu, bez panelu i ze spiętymi zamkami. Nie żałuję zakupu, ale po czasie zorientowałam się, że taki panel z dwoma zamkami można dorobić do kurtki, którą się już ma :)
Tę kurtkę kupiłam dokładnie tutaj, na stronie Lidla. Są też inne kolory, ale wiadomo – różowy w mojej szafie rządzi!
Rozrywka, zabawki
Zabawką dla tak małego dziecięcia może być WSZYSTKO. Pamiętam, że w pierwszym miesiącu, gdy córka zaczynała polowi wyłapywać wzrokiem kontrastowe elementy, najbardziej polubiła plakaty i obrazy, które mamy w domu. Mogła patrzeć na nie non stop! Dla dziecka, które nie potrafi jeszcze chwytać, najlepszą zabawą jest obserwowanie i słuchanie. Muzyka, ludzkie twarze i miny, cienie liści, obrazy – to było to!
Rośliny i plakaty Ryszarda Kai – ulubione “zabawki kontrastowe” przez pierwsze dwa miesiące
Troszkę później najbardziej ciekawe zabawki to były te, które szeleściły albo miały interesującą strukturę. I tu ogranicza nas już tylko wyobraźnia! Wiele jednorazowych opakowań plastikowych ma ciekawy dźwięk. U nas strzałem w dziesiątkę była na przykład lekko zgnieciona plastikowa butelka, do której włożyłam pocięte sreberko po czekoladzie. Obie te rzeczy dla mnie były śmieciami i lekkim plastikowym wyrzutem sumienia. Dla dziecka stały się świetną rozrywką – drugie życie śmieci!
W ramach używania tego, co ma się w domu, sprawdziły się:
- Wyciąg kuchenny jako biały szum do zasypiania – sprawdza się cały czas, zwłaszcza gdy dziecko chce uciąć sobie drzemkę w ciągu dnia, a my akurat jesteśmy w kuchni.
- Rożek rozłożony na podłodze jako mata do zabawy. Gdy dziecko jeszcze się nie obraca, rozmiar jest w sam raz!
- “Kontrastowe obrazki” uwielbiane przez dzieci do drugiego-trzeciego miesiąca to mogą być obrazy, rośliny, gra cieni, ubrania z ciekawym mocnym wzorem.
- Szczoteczka do zębów jako szczoteczka do włosów – miałam zapas bambusowych szczoteczek, które ZUPEŁNIE nie sprawdziły się do mycia zębów. Jedna z nich, nieużywana, od pół roku świetnie sprawdza się do czesania delikatnej czupryny.
- Karuzela to u mnie spontaniczny handmade z tego, co było w domu – pompony z włóczki wiszą na tamborku :)
- Od kiedy dziecko chwyta, jako zabawki sprawdzają się akcesoria kuchenne: drewniane łyżki, kolorowe zakrętki od słoików itp.
- Jako pierwszy instrument muzyczny może służyć wszystko, co wydaje ciekawy dźwięk, na przykład garnek, drewniany moździerz, lekko terkoczący młynek do kawy, szczelnie zamknięty woreczek na żywność z grochem, kartonowe opakowanie itp.
Przykładowe śmieci (tak, śmieci), które dziecię uważało za świetne zabawki:
- Gdy córka jeszcze nie siadała, miała świetna zabawę, gdy położyłam ją na folii bąbelkowej.
- Gdy dziecko już leży na brzuchu i powoli zaczyna interesować się jedzeniem, rozłożony karton aż prosi się o przemienienie w dzieło sztuki, gdy położy się na nim np. gotowane buraczki.
- Zabawkami sensorycznymi może być absolutnie WSZYSTKO – na przykład pompony z resztek włóczki, butelka z pociętym sreberkiem w środku, sreberko zwinięte w kulkę.
Pieluszki-ulewajki i PAMPERSY!
Czy warto szyć dla niemowlęcia? Według mnie tak, o ile szyjemy rzeczy, które posłużą długi czas. Świetnym przykładem są właśnie pieluszki tetrowe/ulewajki, których przy dziecku używa się do wszystkiego: do wycierania buzi, do podłożenia pod pierś, do wyścielania wagi przy wizycie położnej, do przetarcia jakiejś powierzchni…
Większość pieluszek-ulewajek uszyłam sama. Z dobrze dobranym materiałem są dużo bardziej chłonne niż sklepowa tetra, którą kupiłam dla porównania. Najlepiej sprawdzają mi się materiały double gauze, które dzięki dwóm warstwom materiału bardzo dobrze chłoną. Uwaga: im więcej razy prany był materiał, tym bardziej jest chłonny. To czysta fizyka: włókna w praniu delikatnie się mierzwią, więc materiał zyskuje więcej objętości.
Co do pampersów – na rynku są pieluchy jednorazowe opisane jako biodegradowalne. I faktycznie, każda ich część oprócz rzepa mogłaby zostać skompostowana. O ile nie mamy jednak własnego kompostu przeznaczonego specjalnie na takie odpady, pieluchy te w sortowni zostaną potraktowane tak samo jak te nie-bio: czyli zostaną spalone.
Dlatego wartą rozważenia opcją są pieluchy wielorazowe! W naszych czasach to wcale nie musi być czasochłonne i żmudne:)
Jest duża szansa, że pieluchy wielorazowe to dla Ciebie już krok za daleko, więc jeśli brzydzi Cię słowo “KUPA”, omiń proszę tę część ;) Prawda jest taka, że czy w jednorazówkach, czy w wielorazówkach, Twoje dziecko zrobi kiedyś kupę po pachy. Obu rodzajom pieluch zdarzają się przecieki. I tak będziesz musiała tego dotknąć. Możesz uznać, że to fuj, a możesz przyjąć, że życie życie jest nowelą, raz przyjazną, a raz błogą. I że kupa nie jest wcale taka zła.Okej, jeśli nie odstraszyło Cię słowo “KUPA”, które celowo powtórzyłam kilka razy, wielopielo może być dla Ciebie! Bo pieluchowanie wielorazowe jest super! I wcale nie musi wymagać tyle zachodu, ile mówią nasze babcie – one miały dostęp tylko do tetrowych pieluszek, które trzeba było składać, a teraz mamy znacznie większy wybór.
Żeby załapać, o co chodzi w pieluchowaniu wielorazowym, najłatwiej zacząć myśleć o pampersie jako o dwóch elementach:
1. wkładzie chłonno-wyłapującym
2. “obudowie”, czyli takich majtkach, otulaczach, których zadaniem jest trzymanie wkładu chłonnego
Istnieją cztery główne systemy wielopieluchowania i różnią się one właśnie patentami na obudowę.
Systemy wielopieluchowania
1. AIO (all in one) – pieluszka w jednym kawałku. Najbardziej przypomina standardowego pampersa, bo wkład chłonny jest połączony z “obudową”. Taką pieluszkę po użyciu wrzucamy do prania w całości (a jeśli była kupa – ściągamy ile się da do toalety i opłukujemy). Zalety: pieluch łatwo się używa, nie trzeba nic składać czy przypinać. Wady: jest więcej prania, mogą wolno schnąć, wierzchni materiał to PUL (laminowany poliuretan). Pakiet startowy będzie dość drogi, bo przyda się jakoś 18-20 pieluch, jeśli nie chce się robić prania codziennie.
2. SIO (snap in one) to system, w którym wkład chłonny można przymocować do “obudowy” na napy. Dzięki temu jeśli “obudowa” nie została zmoczona lub ubrudzona, możemy użyć jej ponownie z innym wkładem. Pieluszki SIO z PULu nadadzą się na parę użyć, a potem zrobią się niehigieniczne i też trzeba je wyprać. Są też pieluszki SIO z wełny, które dzięki antybakteryjnym zdolnościom można prać znaczne rzadziej – jeśli nie oberwą kupą, wystarczy prać je raz na 2 tygodnie! Zalety: schnie szybciej niż AIO, jest mniej prania. Wady: czasem napy się psują, ten system też jest droższy.
3. Kieszonka – to pieluszka, w której wkład chłonny wkłada się między warstwy. Warstwa od pupy to zwykle cienki polar, który nie zatrzymuje w sobie wilgoci, ale przepuszcza ją do warstwy chłonnej. Warstwa zewnętrzna to wodoodporny PUL. Kieszonkę (i wkład) należy prać po każdej zmianie pieluchy. Zalety: jako wkład chłonny może służyć praktycznie wszystko, nawet stare pocięte ręczniki. Kieszonki są niedrogie. Wady: pranie po każdym użyciu, nie ma wyboru materiału – wierzchnia warstwa w ogromnej większości przypadków będzie z PULu.
4. Otulacz – to mój sposób wielopieluchowania! “Obudowa” w żaden sposób nie łączy się z wkładem chłonnym. To dobry patent na czas, zanim dziecko zrobi się bardziej ruchliwe. Tu za wkład chłonny często robią stare, dobre tetry – składane np. w samolot i spinane żabką Snappi. W sieci jest całkiem sporo tutoriali formowania tetry.
Tu: otulacz wełniany (z drugiej ręki) i wkład z burtami (ten akurat szyłam).
Mi najlepiej sprawdziły się wkłady z tak zwanymi burtami – miękkimi boczkami, które przylegają do ciałka w pachwinach i świetnie wyłapują nawet pierwsze mleczne kupy.
Same “obudowy”, czyli otulacze, tak jak w systemie SIO mogą być PULowe i wełniane. Jeśli wybierze się wełnę, tych pieluszek można mieć dosłownie parę (ja w czasie 2-6 msc miałam cztery). Zalety: to chyba najtańszy system, prania (zwłaszcza przy wełnie) jest malutko. Wady: wkład może się przesuwać, ułożenie wkładu wymaga chwili czasu. Przy wycieku trzeba prać też otulacz – a wełny nie wrzucimy po prostu do pralki, bo ją sfilcujemy.
Świetną opcją na start są PIELUCHOTEKI, których w Polsce powstaje coraz więcej! Po uprzedniej rezerwacji można zarezerwować i wypożyczyć “pieluchową wyprawkę” na dwa tygodnie.
Wielką zaletą wielopielo jest to, że pieluszki można łatwo kupić i sprzedać, bo bardzo prężnie działają facebookowe bazarki. Ja kupowałam pieluchy na OLX i w grupie FB: Bazarek wielopielo bez spiny.
O wielopieluchowaniu można by napisać osobny tekst. Jeśli ta kwestia Was kręci, polecam znaleźć tematyczne grupy na facebooku – ja uczyłam się właśnie stamtąd!
No i pamiętaj, przecieki od czasu do czasu pojawią się w KAŻDYM systemie, czy to wielo, czy jednorazówkowym. Im szybciej oswoisz się z kupą, tym lepiej. Dobra wiadomość jest taka, że przed rozszerzaniem diety ona w ogóle nie śmierdzi :)
Kosmetyki i pielęgnacja dla dziecka
Jest szansa, że wszystko, co będzie potrzebne, masz już w domu.
U mnie tak było – dla dziecka nie kupiłam nic. Do smarowania pupy i masażu używam cienkiej warstwy masła shea. Na drobne odparzenia działa zasypka z mąki ziemniaczanej. Do mycia ciała i włosów nadał się rozcieńczony delikatny szampon, którego używam też ja – jest hipoalergiczny i bezpieczny. (Przed podjęciem decyzji o używaniu tego samego szamponu dla dziecka warto dowiedzieć się nieco o składach, poznać delikatne detergenty, wykluczyć kosmetyki z potencjalnymi alergenami. Ja szampony często robię sama, więc dobrze wiem, co tam siedzi.)
Mam w domu jakąś próbkę Sudocremu czy innej maści na odparzenia, którą dostałam w szkole rodzenia, ale nie było potrzeby jej używać.
Dziecko to taki sam człowiek jak my. Jeśli też używasz na co dzień prostych i naturalnych kosmetyków, nie widzę potrzeby, by kupować coś specjalnie dla bombelka;)
Tu: flanelowe chusteczki, które przed myciem pupy moczę wodą z termosu. Obok w pogotowiu masło shea!
Jeszcze w szpitalu dziecko często przewijają pielęgniarki – daje się im swoje pieluchy, nawilżane chusteczki i krem do pupy. Pamiętam, że po zanurzeniu palca w masło shea jedna z pielęgniarek powiedziała “ojej, to się chyba nie nada – powinna Pani kupić coś lżejszego, dla dzieci!”.
Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Ja już wcześniej nauczyłam się, że małą ilość masła trzeba najpierw rozgrzać w palcach, a potem rozsmarować. Pielęgniarka była przyzwyczajona do konsystencji kremu. Masło super sprawdza się u nas. Ty możesz lubić inne konsystencje smarowideł. Co mówi TWOJA intuicja? Może masz w domu naturalny i nieuczulający tłusty kosmetyk, który jest wart przetestowania w tej roli?
Wspomaganie karmienia
Gdy byłam w ciąży, wierzyłam, że laktator i butelki nie będą mi w ogóle potrzebne. I myślę, że faktycznie kupowanie tego na zapas nie ma sensu.
Ale jako że mój wcześniaczek musiał parę dni spędzić w inkubatorze – musieliśmy kupić laktator w dwie sekundy po porodzie. Sprawdził się model elektryczny EasyStart polskiej firmy Canpol. Polecono mi go w szpitalu i niczego mi w nim nie brakowało.
Po pierwszych paru dniach, gdy laktacja zaczyna szaleć, warto zbierać nadmiary mleka. Gdy dziecko ssie z jednej piersi, do drugiej przyczepia się gumowy kolektor. Tak zebrane mleko można zamrozić “na czarną godzinę” w sterylnych słoiczkach lub woreczkach. Tutaj nie miałam czasu ani przestrzeni myślowej na eksperymenty – mąż kupił specjalne, już wysterylizowane woreczki przygotowane specjalnie do mrożenia mleka.
Jest coś, czego nie zrobiłam i – ze względu na pandemię – nie będę w stanie tego zrobić. A bardzo szkoda! Jeśli będziesz mieć dużo pokarmu, możesz zostać dawczynią w banku mleka. Najłatwiej przedzwonić do lokalnego banku i dowiedzieć się, jak to działa. We wrocławskim banku dowiedziałam się, że po ustabilizowaniu laktacji (około 3 miesiące od porodu) trzeba przyjść do nich na badania i od tej pory można zbierać mleko do oddania. Mleko należy mrozić i raz w miesiącu dostarczać do szpitala. Te zasady mogą się jednak różnić w zależności od banku.
Leki, zdrowie, rozwój
Tu nie mam żadnych naturalno-secondhandowych tricków. Wolę mieć w domu kupione na zapas czopki z paracetamolem, które mogą się przeterminować, niż w panice jechać do apteki pewnej nocy, gdy dziecko dostanie wysokiej gorączki.
O rzeczy, które warto mieć pod ręką, wypytałam położną. I kupiłam WSZYSTKO, co polecała.
Swoją drogą – leczenie czy konsultacje to u nas najwyższy wydatek, który generowało dziecko. Na początku to była kwestia mojej niepewności – nie wiedziałam nawet, jak powinnam ubierać szkraba 2200g, żeby nie zrobić mu krzywdy :) Wzywałam więc prywatną położną, doradczynię laktacyjną, instruktorkę chustonoszenia, jeździliśmy do fizjoterapeutki… Cieszę się, że zdobywałam tę wiedzę od kompetentnych osób.
Obecnie rodzicielstwo może być znacznie bardziej świadome niż rodzicielstwo naszych babć czy mam. Tak, one wychowały dzieci i doskonale dały sobie radę korzystając z intuicji i mądrości przekazywanych przez otoczenie. My mamy już dostęp do wiedzy, która niemal leży na ulicy. Zastanowiłabym się dziesięć razy, zanim zaufam opinii innej mamy w grupie na Facebooku albo blogerki (SIC!). Mam tu na myśli badania naukowe, które przeprowadzono już chyba na każdy temat.
Co z nietrafionymi prezentami?
Narodziny dziecka to wielkie wydarzenie, na które reaguje nie tylko rodzina, ale też sąsiedzi czy dalecy znajomi. Jakież było moje zaskoczenie, gdy teściowa przekazała mi prezenty i gratulacje od… sąsiadek babci, o których istnieniu nie miałam pojęcia!
Z najbliższą rodziną można rozmawiać. Metodą “zdartej płyty”, nieustannego powtarzania mówić, jakie prezenty chcemy dostawać. Albo czy w ogóle chcemy. Może nie chcesz ubranek? Może nie chcesz plastiku? A może chciałabyś, żeby każdy prezent był wcześniej konsultowany? Warto przynajmniej SPRÓBOWAĆ to przekazać, bo im później, tym trudniej będzie zmienić nawyki rodziny.
Mi na szczęście wśród najbliższej rodziny te nietrafione prezenty zdarzały się rzadko, głównie na początku, gdy jeszcze sami nie wiedzieliśmy, jakie mamy potrzeby. Wtedy mówiłam tylko, że nie chcę dostawać żadnych plastikowych zabawek.
Nie ma jednak magicznego sposobu na zredukowanie do zera tych nietrafionych prezentów – zwłaszcza że one czasem napływają z zaskakujących miejsc, na przykład od wspomnianych sąsiadek babci, których nawet nie znamy ;)
Bardzo pomogła mi myśl zasłyszana w jednym z występów TED – że to, co jesteśmy “winni” prezentowi, to jedynie powiedzenie “dziękuję” osobie, która nas obdarowuje. Ta osoba chciała dla nas dobrze i powinniśmy być wdzięczni za chęci. Ale to, co zrobimy z prezentem później – to jest już nasza sprawa. To bardzo do mnie trafiło i jeśli wiem, że nie będę czegoś używać – możliwie szybko podaję to dalej. Oddawałam już rzeczy na OLX, podczas osiedlowych wymian lub na grupach FB. Nie liczę, ile ktoś wydał na prezent – i że może szkoda to oddać. Ta osoba zapłaciła tyle, ile była w stanie. Jeśli ja w danej rzeczy nie odnajduję tej wartości, podaję dalej – i mam nadzieję, że u nowego właściciela ta rzecz rozkwitnie.
Staram się ograniczać dzieciowe śmieci, ale na pewno nie dążę do zero waste. Gdy idę na dłuższy spacer, dla wygody wybieram jednorazowe pieluchy. Zastanawiam się, gdzie można wprowadzić śmieciową optymalizację, ale nie jestem więźniem swoich przekonań.
Ten wpis to tylko zarys less waste’owej ścieżki, którą staram się podążać. Już widzę, że z kolejnym półroczem przyszły nowe wyzwania – rozszerzanie diety, mniej drzemek, ząbkowanie. Jeśli macie jakieś swoje triki na ten czas, podzielcie się nimi w komentarzach!
Marzysz o szyciu, ale nie wiesz, jak się za to zabrać? Sprawdź tego ebooka i zacznij szyj bez zniechęceń i frustracji!