wymarzony zawód, nierealne zajęcie, hobby, blog, joulenka
Cześć! Wczoraj dowiedziałam się, że jeden z moich wymyślonych, wymarzonych zawodów naprawdę istnieje!

 

Czy pomyśleliście kiedyś o jakimś zadaniu, jakiejś czynności, która mogłaby być Waszą pracą, ale to marzenie wydawało się na tyle odległe, że ta myśl szybciej uciekła z Waszej głowy niż się w niej pojawiła? Może za dzieciaka chcieliście być księżniczką albo astronautą, ale parę lat później – gdy już byliście dojrzałymi realistami – porzuciliście pomysł?
 

Opowiem Wam o tym, czego dowiedziałam się wczoraj. Kojarzycie Elona Muska? To właściciel największej prywatnej firmy, która planuje w najbliższych latach wysłać ludzi w kosmos. Oprócz tego jest jednym z założycieli PayPala i Tesli. Jeśli dostałabym kiedyś pytanie rodem ze złotych myśli “z kim ze znanych ludzi chciałabyś zjeść obiad?”, wskazałabym właśnie jego. To mój idol od wielu lat.

Wczoraj przeczytałam o tym, że Elon zatrudnił Jose Fernandeza – pana, który projektował kostiumy filmowe Supermana, Iron Mana,  Batmana i wszystkich innych bohaterskich “manów”. Zgadnijcie, jakie zadanie mu powierzył. Fernandez projektuje kombinezony kosmiczne, które polecą w prawdziwą misję! Oprócz bycia praktycznymi, będą też niesamowicie ładne. Tak ładne, żeby każdy w kombinezonie wyglądał dziesięć razy lepiej niż w zwykłym ubraniu.
 

Pierwsza myśl – hej, to jest genialne, właśnie zapewnili sobie świetny PR! Druga myśl już nie była taka piękna – to samo muszą czuć fanki Justina Biebera, gdy dowiadują się, że ma nową dziewczynę:

 

hej, to miałam być ja!

 

Jako przyszła pani konstruktor ubioru i miłośniczka kosmosu marzyłam o tym, żeby kiedyś zaprojektować kostiumy dla astronautów, które naprawdę polecą w kosmos.
Dlaczego zatem Elon wybrał do tego zadania pana Fernandeza, a nie mnie? To proste. Bo ja, nikomu nieznana studentka z Wrocławia, nie poczyniłam ani jednego kroku w tę stronę. Nawet małym palcem nie kiwnęłam. Nie zaprojektowałam żadnych super kostiumów. Nie napisałam tysiąca maili za ocean, by przynajmniej dostać odpowiedź, że się nie nadaję. Pomyślałam i zapomniałam o tym pomyśle, bo wydawał się tak nierealny, że aż dziecinny.

 
A jednak – nagle okazuje się, że moje wymarzone zajęcie istnieje naprawdę. I że ktoś je wykonuje. Czyli jest cień szansy, że kiedyś też będę je wykonywać!
 

Co prawda nie da się zostać księżniczką nawet po przeczytaniu tysiąca ksiąg o savoir vivre, ale za wybitne osiągnięcia dostaje się tytuł “sir” nawet nie będąc obywatelem Wielkiej Brytanii. Trudno jest zostać astronautą, ale w wielu miejscach na świecie można wziąć udział w wielotygodniowych symulacjach misji kosmicznych. Takie miejsca powstają nawet w Polsce! Da się i, kurczaki pieczone, chyba warto próbować. Chociażby po to, by przekonać się, czy to dziwne, wymarzone zajęcie faktycznie jest dla nas.

 


 

Wygląda na to, że nic nie jest tak bardzo nierealne, jak nam się wydaje. Depczmy trochę w tym dziwnym, wymarzonym kierunku, nawet jeśli droga jest niewyraźna i przysłonięta skałami. A co! Macie jakieś zajęcie (niekoniecznie od razu zawód na kolejne trzydzieści lat) którego bardzo chcielibyście spróbować? Z przyjemnością poczytam o Waszych odjazdowych pomysłach – nawet o tych, o których nie mówiliście jeszcze nikomu ;)

 

/ Zostańmy w kontakcie! Zapraszam na facebooka, bloglovin, instagram i snapa @joulenka /