Dziś się trochę pośmiejecie. Krok po kroku pokażę Wam moje wczesnoszyciowe kompromitacje. Chcesz zacząć szyć, ale obawiasz się porażki? Chyba podniosę Cię na duchu. W dalszym ciągu rzeczy wykonane przeze mnie nie są idealne, ale… zauważalnie lepsze ;) Ostrzegam, zdjęcia będą drastyczne. Zaczynamy!
SKĄD POMYSŁ, BY SZYĆ?
Wszystko zaczęło się parę lat temu. Wymyśliłam sobie małe wyzwanie – do studniówki chciałam nauczyć się tego na tyle, by uszyć sobie sukienkę. Odgrzebałam starego Łucznika, którego używała moja mama będąc w moim wieku. Wzięłam pierwszy lepszy kawałek nieużywanej szmaty, włączyłam maszynę i… jakoś poszło! Po wykonaniu kilku ściegów stwierdziłam, że to odpowiedni czas na coś większego…
PIERWSZA SPÓDNICA
Padło na spódnicę z tego tutorialu. W domu znalazłam starą zasłonę o pięknym, trawiastym kolorze. Chwyciłam za kredę, szpilki i nożyczki i zaczęłam działać zgodnie z instrukcją. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Widzicie te filigranowe, precyzyjne linie szwów? Już sposób przerysowania wykroju wróżył klęskę.
Potem było tylko gorzej. Wykończenie w półkola było zupełnie krzywe, odwijało się w różne strony, szwy się totalnie nie zeszły. Pamiętam, że nie chciało mi się nawet wiązać nici (widać je na dole kiecki). W rezultacie TO COŚ, co miało być spódnicą, ubrałam raz. Potem poszło do śmieci…
DALSZE PRÓBY I „POSTĘPY”
Zdawać by się mogło, że spódnicowa porażka czegoś mnie nauczyła. Nic z tego! Uważałam, że robię postępy, ale powinnam zabrać się za prostsze rzeczy. Padło na torebkę. Skroiłam trzy prostokąty ze sztucznego zamszu i jeden z bawełny. Powstała najprostsza torba. (Chociaż nie wiem, czy „powstała” to nie jest za duże słowo.) Tej nie użyłam ani razu. Nie miałam pojęcia, jak zszyć rogi, więc ten krok pominęłam (dobrze czytasz, po prostu to OLAŁAM). Wykończenie od wewnątrz też pozostawia wiele do życzenia. Do tej pory się śmialiście? Teraz wypada już płakać. Spójrzcie tylko na detale. (Tak, to według mnie był gotowy produkt.)
JEST I STUDNIÓWKA!
Tyle ładnych rzeczy już wyszło spod mojej maszyny, prawda?! Tak, zdecydowanie byłam już gotowa, by uszyć studniówkową sukienkę (a tak poważnie to dalej wierzę, że to DA się zrobić bez przygotowania, ale o tym później).
Projektowałam ją całkiem długo. Padło na dół z koła, dopasowaną górę, dekolt na plecach i krótki rękaw. Gdy już dokładnie wiedziałam, czego chcę, kupiłam parę metrów satyny. Wykrój postanowiłam jakoś zrobić (oczywiście bez żadnego doświadczenia). Górę odrysowałam od swojej najlepszej sukienki modyfikując dekolt. Spód wycięłam z sześciu klinów. Rękawy powstały po omacku. Zaczęłam szyć. Wszystko było krzywo, nic nie wyszło tak, jak w założeniach. Cierpliwości nie miałam za grosz. Załamałam się i rzuciłam wszystko. Sukienka została dokończona tylko dzięki temu, że do akcji wkroczyła moja mama. Cierpliwie porozpruwała moje koszmarki i uszyła sukienkę niemalże od nowa.
Żeby ratować swój honor, skroiłam i uszyłam pasek. To mi wyszło <śmiech/łzy>.
CICHE DNI I POWROTY
Sukienka zniechęciła mnie doszycia na parę długich miesięcy. Po tym czasie przełknęłam sromotną porażkę i pokornie zaczęłam od nowa, tym razem stawiając na rzeczy mniejszego kalibru. Szyłam piórniki i kosmetyczki. Wykończenie nie było powalające, ale dzielnie ćwiczyłam cierpliwość prasowaniem i wiązaniem nitek. Wychodziło mi krzywo, ale… wychodziło. Zamki się zapinały, rzeczy dało się używać. Dalej byłam trochę zrażona, nie zabierałam się za nic większego, ale małe sukcesy podnosiły mnie na duchu.
TO MUSIAŁO ODLEŻEĆ
W dalszym ciągu na brzegach kartek projektowałam sukienki, ale nawet nie zabierałam się za realizację TAKICH projektów. Więcej myślałam o szyciu niż faktycznie szyłam. Były miesiące, w których nawet nie podchodziłam do maszyny. I wiecie co? Tak musiało być. W międzyczasie mój chłopak zaczął robić z drewna. Widziałam jego ambicje do wykańczania wszystkiego idealnie, co do milimetra. To chyba od niego zaraziłam się miłością do jakości. Powoli zbierałam się, żeby dać sobie jeszcze jedną szansę. Samo myślenie dużo mnie nauczyło, zmieniło nastawienie o 180 stopni.
HISTORIA ZATACZA KOŁO
Gdzieś w grudniu 2013 pomyślałam, ze przecież ludzie to robią. Szyją ciuchy. Chodzą w nich. Czyli to jest realne i wcale nie takie straszne! Postanowiłam spróbować raz jeszcze. Wróciłam do materiału, z którego szyłam swoją pierwszą spódnicę. Pokornie sięgnęłam po wykrój z Burdy silnie postanawiając, że będę postępować dokładnie według wskazówek (prawie mi wyszło). Z szycia zrobiłam spore przedsięwzięcie. Rozłożyłam sobie w czasie na prawie tydzień, codziennie doszywając coś nowego, fastrygując, prując itepe. Nie napotykałam większych problemów, ale wszystko robiłam powoli. Nie pozwalałam sobie, by zakończyć dzień z czymś źle uszytym. Z każdą dobą miałam coraz więcej wiary w swoje umiejętności. Udało się! Gdy skończyłam, przez kilka długich dni pękałam z dumy. Warto było się przełamać! Potem poszło z górki, a większość szyciowych wyczynów możecie oglądać tutaj, na blogu ;)
KWESTIA NASTAWIENIA – KRÓTKI PORADNIK DLA POCZĄTKUJĄCYCH
Wierzę w to, że w przypadku szycia talent (lub jego brak) to wymówka. Liczy się odpowiednie nastawienie i chęci – jeśli umiesz narysować w miarę prostą kreskę na kartce, uda Ci się zrobić prosty szew. To jest do wyćwiczenia. Jestem przekonana, że udałoby mi się doprowadzić i pierwszą spódnicę, i torbę, i sukienkę do stanu używalności, gdybym wbiła sobie do głowy kilka kwestii. Spisałam drobne rady dla przeszłej siebie i dla innych chcących zacząć przygodę z szyciem:
- Zacznij od początku. Znajdź wykrój i odrysuj go bardzo precyzyjnie na wyprasowanym materiale. Dopiero zapoznajesz się z tematem, więc sprawdzaj każdą wykonaną czynność trzy razy. Nie rzucaj się na głęboką wodę, na wszystko przyjdzie czas ;)
- Uzbrój się w cierpliwość. Być może trzeba będzie coś poprawiać, pruć. Zwłaszcza jeśli szyjesz coś pierwszy raz, fastryguj zanim wykonasz właściwy szew. Będzie szło powoli, ale efekt jest tego wart.
- Nie omijaj etapów. Tak, szwy trzeba rozprasować. Nie szczędź czasu na takie rzeczy, one ułatwiają szycie. Anglojęzyczni mają takie powiedzenie : a stitch in time saves nine. Sto procent prawdy. Poświęć kilka minut na daną rzecz dokładnie wtedy, kiedy trzeba – inaczej będziesz mieć dodatkową robotę z poprawianiem. W rezultacie stracisz dużo czasu.
- Skup się na jakości. Wiąż wszystkie nitki. Szwy to kluczowa rzecz jeśli chodzi o trwałość ubrań. Nawet jeśli jeszcze tego nie czujesz, z czasem uwrażliwisz się na jakość wykonanie i zaczną Cię denerwować wiszące nitki w sieciówkowych ciuchach. Będziesz mieć satysfakcję z tego, że robisz coś porządnie, a ubrania będą służyć przez dłuższy czas.
Jak ktoś mi jeszcze raz powie, że “fajnie by było szyć, chcę, ale ja nie umiem”, to ma ode mnie kopa w cztery litery i link zwrotny do tego wpisu. To jak? Do roboty!