Kojarzycie te książki o sprzątaniu albo minimalizmie, które mówią, że najlepiej byłoby wyrzucić wszystkie pamiątki? Ja sobie tego nie wyobrażam – jestem z tych sentymentalnych! Mimo wszystko, przez ostatnie lata starałam się sensownie zmniejszyć liczbę pamiątek, a nowe tworzyć/kupować w kontrolowany sposób, żeby nie wystawały już z każdej książki i nie wychodziły z szafek. Jak decydowałam, co zostanie u mnie? Z czym nie chcę się rozstawać?
Chyba zwykle tak jest, że człowiek myśli sobie, że panuje nad swoim stanem posiadania, a tu bum – przeprowadzka! No i nagle orientuje się, że po kątach pochowały się rzeczy, które wyszły poza kontrolę. Na przykład pamiątki.
Nie gromadzę kul śnieżnych ani magnesów z każdego miejsca, które odwiedzam, a mimo to jeszcze parę lat temu miałam całkiem sporo pamiątek: w książkach znajdowałam zasuszone kwiaty z różnych miejsc, miałam masę muszelek i drewienek przywiezionych znad morza. W przypadkowej książce można było ni stąd ni zowąd znaleźć jakieś zdjęcie albo kartę z podróży.
Teraz mam już praaawie wszystko w ładzie. I dobrze mi z tym! Dlatego chciałam podzielić się z Wami moim kluczem do pozbywania się lub zachowywania pamiątek. Klucz jest dziecinnie prosty. Zanim o nim napiszę, zarysuję jeszcze w skrócie, co miałam, co mam i czego się pozbywałam.
Sentymentalne pamiątki
– co zostawiłam, a co wciąż mam i chcę mieć?
1. Listy, kartki
Tego miałam cały przekrój: od kartek z wakacji przysyłanych przez znajomych, przez kartki z życzeniami i listy aż po walentynki od osób, których już nie pamiętam.
W tej kategorii byłam bezlitosna. Doszłam do wniosku, że życzenia z wakacji i życzenia urodzinowe są jak przytulenie – są miłe i będziesz je pamiętać. Nie trzeba jednak przy każdym przytuleniu odhaczać krzyżyka na karce zliczającej życiowe przytulenia, nie? W ten zawiły sposób doszłam do wniosku, że z kartkami z życzeniami mogę się rozstać.
Czego się pozbyłam?
- Kartek z życzeniami urodzinowymi,
- kartek z życzeniami ślubnymi (za wyjątkiem, o którym zaraz napiszę),
- wszystkich kartek nadsyłanych z wakacji.
Co dalej mam i chcę mieć?
- Życzenia ślubne pisane na odwrocie zdjęć,
- jedną przepiękną, ręcznie robioną kartkę z życzeniami ślubnymi – na razie uznałam, ze jest zbyt piękna, żeby ją wyrzucić. Czas zweryfikuje, co z nią zrobimy.
- Listy od Szymona (no co, mówiłam – jestem sentymentalna!).
2. Kalendarze, notatniki
Przez długi czas zachowywałam ładne kalendarze ścienne i kalendarzo-notatniko-planery. Pozbyłam się tych pierwszych. Rzeczy ładne nauczyłam się doceniać w sklepie czy na Pinterescie i pozwalam im tam zostać. To na początku wcale nie jest łatwe, ale da się przestawić na takie myślenie! Na początku, gdy było mi trudno się z czymś rozstać przez przywiązanie do ładnych rzeczy, robiłam temu zdjęcie, żebym jeszcze przez jakiś czas mogła na to patrzeć:)
Czego się pozbyłam?
- Kalendarzy i notatników, które były po prostu ładne, a z którymi nie byłam związana emocjonalnie.
Co dalej mam i chcę mieć?
- Kalendarzo-notatniki, w których zapisywałam urywki myśli, cytaty, śmieszne wydarzenia z dnia.
3. Zdjęcia
Robienie zdjęć to moja słabość, więc jest o czym pisać! Gdy zaczynałam swoją naukę fotografii, szalałam z wypełnianiem albumów. Na giełdach staroci polowałam na secesyjne albumy, a potem drukowałam do nich tuziny zdjęć.
Od zawsze byłam też “tą od robienia zdjęć” wśród rodziny i znajomych. Wiecie, “masz aparat, więc cyknij zdjęcie temu niesamowitemu drzewu”. Tym sposobem moje dyski pękały w szwach od zdjęć, które niekoniecznie chciałam mieć.
I wiecie, co dzieje się z tymi zdjęciami po latach? NIC.
Nie mam ochoty zaglądać do starych folderów. Bardzo rzadko otwieram moje secesyjne albumy, bo znajduję tam kadry, które kiedyś uważałam za artystyczne, a które teraz już nic dla mnie nie znaczą. (Na przykład – koleżanka zwieszająca ciało z drabiny. Albo zbliżenie makro na kwiaty.) Mało jest tam emocji, codzienności. Jeśli chciałabym przypomnieć sobie, co te 10 lat temu robiłam, kim byłam, to w tych zdjęciach totalnie tego nie znajduję.
Teraz, w dobie instagrama, też łatwo się zapomnieć i robić, a potem drukować zdjęcia po prostu “klikalne” i “lubialne”, a nie takie, które będą ważne dla nas.
Dlatego długo zastanawiałam się, czy podjąć się blogowej współpracy przy produkcji CEWE fotoksiążki. Wiedziałam, że żeby być fair wobec siebie, musiałabym opracować klucz kompletowania zdjęć, do których faktycznie będę chciała wrócić za rok. I za pięćdziesiąt lat też.
Jeszcze niedawno uznawałam fotoksiążki za niepotrzebny twór – bałam się, że to też jest kolejny album, który może stać na półce przez lata nieruszany, tak jak reszta moich albumowych wyrzutów sumienia. Moje podejście zmieniła nasza fotoksiążka ślubna, którą dostaliśmy od fotografki – okazało się, że przeglądanie pięknie skomponowanych zdjęć to może być naprawdę emocjonalne przeżycie. Wniosek płynął z tego taki – to nie albumy/fotoksiążki są ciężarem. One są tylko ramą. Po prostu żeby chętnie po nie sięgać, trzeba wypełnić je odpowiednimi zdjęciami. Wiem, niby mało odkrywcze, a jednak ja się dałam złapać!
CEWE Fotoksiążka z opisami
Ten rok był wyjątkowo obfity w wydarzenia. Uszyłam swoją suknię ślubną, wyszłam za mąż, skończyłam Szkołę Konstrukcji Ubioru, adoptowaliśmy psiaka. Zawodowo – nasza kampania crowdfundingowa łazików zakończyła się sukcesem, a ja wypuściłam swój kurs szycia w formie video.
Te wszystkie rzeczy TOTALNIE chcę zapamiętać. Chcę mieć je na zdjęciach, chcę czytać opisy, chcę wspominać z wnukami. Dlatego postanowiłam sklecić CEWE fotoksiążkę z całego tego roku i, uwaga, wybrać tylko zdjęcia, które są naprawdę WAŻNE. Zagrałam na nosie w kierunku dawnej siebie, bo nie ma tu żadnych zdjęć artystycznych, nadających klimat – tylko to, co faktycznie się działo! Pozwólcie, że pokażę Wam kilka stron.
Sukienka i kilka ślubnych zdjęć zza kulis:
Da się zamówić CEWE fotoksiążkę z opisami, ale ja chciałam je zrobić jak już będę mieć książkę w ręce. Nie mogę się przemóc do pisania bezpośrednio po kartkach, więc w ruch poszła niezawodna taśma papierowa.
Parę stron poświęciłam Czosnkowi – mamy tu nawet zdjęcia z pierwszej wizyty w schronisku! Nie są ładne, to po prostu pstryki z telefonu, ale niosą tyle emocji!
Ten psonietoperz sprawa, że mój umysł tryska mlekiem – przykleił się do mnie jak robiłam te zdjęcia♡
Ciekawie będzie wspominać, że nasze biuro przed Kickstarterem znajdowało się w piwnicy i wyglądało tak:
Chłopcy założyli się, ze jeśli kampania na Kickstarterze się uda, to ogolą się na łyso. Tam po prawej widzicie rezultat :)
I coś, co to wszystko spaja w sensowną całość:
Czego się pozbyłam?
- Nic nieznaczących zdjęć z dysków zewnętrznych,
- odbitek z fotobudek,
- odbitek zdjęć z wakacji zrobionych z ludźmi, z którymi potem już nie trzymałam kontaktu. (Swoją drogą, mam wieloletni kontakt tylko z dwiema osobami z całych tuzinów ludzi, których poznałam na wyjazdach. Też tak macie?)
Co dalej mam i chcę mieć?
- Zdjęcia z ważnych chwil,
- zdjęcia z ważnymi ludźmi.
4. Inne
W tej kategorii kryje się wszystko, co mogliśmy przywieźć z wakacji lub dostać od znajomych. Ja najbardziej lubię pamiątki jadalne lub użytkowe. Nigdy nie miałam zwyczaju przywożenia sobie z wakacji figurek, ciupagi znad Bałtyku i tak dalej. Miałam za to całkiem sporo pocztówek (które kupowałam dla siebie, bo były ładniejsze niż zdjęcia, które zrobiłam), suszonych kwiatków czy innych pamiątek z natury.
Czego się pozbyłam?
- Suszonych roślin, które nie miały swojego miejsca/przeznaczenia,
- ulepionych przeze mnie kilkanaście lat temu płaskorzeźb z gliny,
- zdjęciokartek z wyjazdów (jeśli będę mieć ochotę, internet przypomni mi, jak wygląda wieża Eiffla).
Co dalej mam i chcę mieć?
- Pamiątki użytkowe (jeansy kupione w LA, szminka z Rzymu, dywan z Islandii),
- pamiątki jedzeniowe (Surströmming ze Szwecji wciąż czeka – kto próbował ten wie, co to za nietypowa pamiątka :D).
Podsumowując – jaki jest mój uniwersalny klucz w decydowaniu?
Jakie pamiątki zachować? I jakie pamiątki TWORZYĆ?
Od razu mówię, że nikomu nie narzucam takiego myślenia. To tylko mój klucz, który pomógł mi poukładać sobie w głowię kwestię pamiątek. Jest bardzo prosty:
Czy to będzie dla mnie ważne za 50 lat?
Czy będę wiedziała, co wspominam, czy już dawno zapomnę o tym zdarzeniu?
Przykład: adopcję Czosnka będę pamiętać i wspominać bardzo dobrze, a kontekst robienia zdjęć koleżance na drabinie uleci i z głowy.
Czy będę to oglądać/czytać z uśmiechem czy z uczuciem ciężaru, że przez 50 lat bez sensu zajmowało miejsce na półce?
Przykład: będzie mi się zawsze dobrze czytało stare notatniki-kalendarze, bo pokazują mi, jaka byłam i co mnie śmieszyło, ale kalendarze ścienne/notatniki pracowe bez sensu zajmowałyby miejsce.
Czy to pozwoli mi przypomnieć sobie, w jakiej rzeczywistości kiedyś żyłam? Co czułam?
Przykład: listy! Te ważne i długie są pełne emocji i pozwalają cofnąć się w czasie. Pocztówki z kolei zwykle mówią tylko “Pozdrowienia znad morza przesyła XYZ”, więc bez sensu je trzymać.
Zgodzicie się z tym czy macie inny, własny sposób weryfikowania sentymentalnych pamiątek?